Najnowsze wpisy


PANDEMICZNE PRZEMYŚLENIA
26 listopada 2020, 00:08

PANDEMICZNE PRZEMYŚLENIA

Siedzimy tak sobie w tych naszych domach…chorujemy, albo i nie, ale siedzimy. Nic się nie dzieje. Tęsknimy. Kochamy na odległość albo wściekamy się na tych, którzy są w odległości zbyt niewielkiej jak na nasze potrzeby.
Tak czy srak… siedzimy. No siła wyższa, sytuacja taka a nie inna, życie… przecież nikt nam nie obiecywał, że łatwo będzie. A na starość to już z pewnością trudniej.
Ja też siedzę.
A co mi tam. No przecież gorsza od innych nie będę. Nawet udało mi się „corone” założyć. Przeżyłam, może nie bezobjawowo, ale ataków paniki i duszności jakoś nie doświadczyłam, na szczęście. Zresztą tych ataków paniki miałam w życiu tyle, że chyba powinno wystarczyć na długo i to nie tylko dla mnie, ale jeszcze dla kilku innych osób.
No dobrze to do brzegu, jak to moim Skarbeczkom powtarzam często.
Jak już tak siedzimy na dupie w tych domach, pracujemy zdalnie … może warto na chwilę włączyć jakieś przemyślenia. Takie tam życiowe bzdety. Co jest dla mnie ważne, czego/kogo mi brakuje do szczęścia … no sami wiecie jak to jest kiedy człowiek nagle nie ma nic lepszego do roboty, tylko sobie usiąść i pomyśleć.
Oczywiście żeby myśleć to narzędzia niezbędne są… mózg znaczy się. Także nie wszyscy będą cierpieć. Niektórym uda się bez myślenia.
Ja się zaliczam do tych z mózgiem…. Nie! Czekaj! Wróć! Ja się zaliczam do tych, którzy czasami myślą haha
Z tym mózgiem to siostra moja mogłaby mieć pewnie jakieś delikatne wątpliwości. Chociaż założyć się mogę, że mnie kocha pomimo tego, że upierdliwiec ze mnie nieuleczalny.
No dobrze, ale zakładamy, że myślenie się czasem trafia, a zwłaszcza po butelce wina. Wtedy zamieniam się w filozofa. Filozofkę? Fizjonomicznego fizjologa haha
Dzisiaj o marudzeniu chciałabym trochę, a może o docenianiu życia… no coś w ten deseń w każdym razie.
Wstaję rano, myślę sobie, ależ ja mam dobry humor…a później z każdą godziną tylko gorzej mi się robi. No to jak to w końcu jest? Optymistka czy pesymistka?
Ja nie wiem. Nie odpowiem jednoznacznie na to pytanie. Na pewno negatywne doświadczenia z mojego życia pozwalają mi teraz doceniać to,co ważne. Naturalnie, że nie wszystko. Aż tak przejebanego życia nie miałam, żeby mnie teraz wszystko cieszyło.
Doceniam jednak spokój jaki odczuwam kiedy kładę się spać. Nie boję się, że naćpany i najebany mąż wpadnie do domu. W lodówce mam coś więcej niż tylko światło. Nawet stać mnie na winko wieczorową porą. No dobra gdybym chciała to i na łychę bym sobie mogła pozwolić.
Mam ten komfort, że mogę wyjebać ze swojego życia toksycznych ludzi. No dobra może nie wszystkich, w końcu rodziców się nie wybiera.
Na dodatek… chociaż to nie dodatek, to bardzo, bardzo ważny element mojego życia jest…kocham swoją pracę!
Czekałam 11 lat żeby móc wrócić do pracy, którą kocham. Ktoś tam na górze mi w tym pomógł. Spadło to na mnie tak po prostu, nieprzewidywalnie. DZIĘKUJĘ!
No dobra, bo tak krążę i krążę i zaraz mnie samej odechce się czytania tego.

PANDEMIA EPIDEMIA COVID KORONA
Jak zwał, tak zwał… niech każdy ma swoje zdanie, ależ proszę bardzo.
Ja odchorowałam. Owszem „coronę” na łepetynkę założyłam. Tragedii nie było, szału też nie. Izolatkę zakończyłam. Co prawda teraz czuję się znacznie gorzej niż wtedy, gdy chorowałam. Mniejsza z tym.
Czego brakuje? LUDZI!!!!
Tęsknię za tym żeby porozmawiać w pokoiku naszym, z dziewczynami. Chciałabym zobaczyć te moje Skarby nieprzytomne, które lekcje o 7:50 zaczynają. Wypić kawusię w trakcie okienka. Tego najbardziej mi brak.
Spojrzenia, dotyku, gestów…
Oczywiście, że są spotkania on-line. Rozmawiamy, piszemy, nawet imprezki on-line organizujemy. To nie to samo. Ja zwyczajnie tęsknię!
Przemyślenie takie….
Wiele, naprawdę wiele można ogarnąć przez komputer, mając internet, multimedia…
Cywilizacja postępuję, każdego dnia jest przecież coraz lepiej. Za chwilę kosmos zdobędziemy.
Niestety jakkolwiek cywilizacja nie będzie rozwinięta … nie zastąpi nam bliskości człowieka. Rozmowy z nim, na żywo, tu i teraz!
Pandemia nauczyła mnie, hmmm może nie tyle nauczyła, co przekonała, że wszelkie problemy są do ogarnięcia kiedy masz dookoła siebie bliskich ludzi.
Jestem tzw. Singielką. Nie ma w moim życiu supermana, męża czy też ojca moich dzieci. Zresztą dzieci nie mam. Tzn. tych ludzkich! Mam córeczkę…kociczkę. Jestem „matką samotną”.
Dobra, znowu od brzegu odbiłam.
W życiu potrzebuję przyjaciół! No wreszcie jakiś konkret!
Tak! Przyjaciół!
Nie potrzebuję męża, nie potrzebuję chłopaka, który mnie na randki zabierać będzie. Nie potrzebuję zakochanego we mnie psychola.
Ja świetnie się czuję kiedy jestem samotna, znaczy się singielka. Co to znaczy dla mnie?
Nie ma w domu faceta, któremu muszę prać, gotować, sprzątać. Jako singielka, mam znacznie mniej roboty. Nie muszę się zastanawiać gdzie ten mój Romeo zaginął dzisiaj wracając na swym rumaku do zamku, gdzie czekałam. Nie muszę się tłumaczyć, nie muszę się liczyć z jego planami czy oczekiwaniami wobec mnie. Nie muszę się wkurzać (SESTRA), że mi się jakiś patefon wtrąca w to jak mam sobie w szufladach układać, albo nie daj boshe gotować mnie będzie uczył i to jeszcze potraw, których nie jada.
Jestem w stu procentach SAMA. Ależ naturalnie, że to ma swoje plusy i minusy. Jednakże moje doświadczenie życiowe mówi mi, że jednak więcej plusów jest. Prawdę mówiąc, to do czego facet w domu się przydaje to spokojnie można zorganizować sobie jeśli tylko są pieniądze. Od razu zaznaczam, nie o sex mi chodzi.
Zjebał się kran – masz kasę, masz hydraulika.
Nie masz siły posprzątać tych swoich apartamentów – masz kasę, masz sprzątaczkę.
Nie masz siły targać zakupów – masz kasę, masz tragarza.
ITD. ITP.
Do seksu zawsze są chętni, nawet jak kasy nie masz! Z pełną świadomością to pisze. Z doświadczenia wiem. Zaufaj mi hahaha
Nie brakuje mi faceta! Brakuje towarzystwa.
Jak już przychodzi weekend (optymistycznie spróbujmy założyć, że epidemia się kończy) chcesz odreagować.
No fajnie, ale z kim i gdzie?
Jak jesteś czterdziestką, bez dzieci i bez męża… generalnie możliwości w ch*j i ciut ciut. Jasne! Tylko, że Twoje rówieśnice a nawet te młodsze koleżanki, siedzą w domu z dzieciakami, z mężem (swoim najczęściej jeszcze w tym wieku).
I co?
I gówno!
I chciałabym coś gdzieś jakoś. No, ale nie da się.
To jest najtrudniejsze! Bycie singlem jest super jeśli masz pełno znajomych. Znajomych, do których dzwonisz jeśli nie chcesz zamulać tylko wolisz zaszaleć.
Opowieść teraz będzie… historyjka ż życia wzięta…
Mam znajomego…facet starszy ode mnie…no tak owszem geriatria, bo to już po czterdziestce.
Szczęśliwy i zadowolony z życia.
Tylko, że….. on 5 dni w tygodniu to spędza wieczory ze swoimi znajomymi. Oczywiście, czasami chce odpocząć i wtedy sobie pod tym kocykiem z książką… radzi sobie.
Jednak w chwili kiedy zaczyna go dopadać ta „samotność” to wtedy jeden, no góra dwa połączenia telefoniczne i temat załatwiony. Tak to ja też mogę sobie „singlować”. Korzystasz ze wszystkich zalet „samotności”, ale samotnym nie jesteś. Zawsze masz wybór.
Kocyk, książka, chwila dla siebie….albo znajomi, którzy nie pozwolą ci się nudzić.
Podsumowanie może jakieś…
Łatwo jest być singlem kiedy masz w chu*j przyjaciół, którzy zawsze chętnie spędzą z Tobą czas.
Można wytrzymać izolację, kwarantannę, bo wszystko można jakoś ogarnąć, ale najbardziej brakuje w takich sytuacjach drugiego człowieka.
No i trzecia myśl, to będzie chyba ta najważniejsza…kocham moją Sestrę hihihi a no i moją pracę i ludzi z pracy też sołmaczę!!!

ZAZDROSZCZĘ!!!
30 października 2020, 16:00

ZAZDROSZCZĘ!!!!

Zazdroszczę kobietom, dla których dieta, ćwiczenia, generalnie zdrowy tryb życia to ich codzienność. Dla nich sukcesem nie jest osiągnięcie wymarzonej wagi.

Rozmiar 36… no dobra 38 też może być.

Tak bardzo podziwiam moją siostrę, która może i nie lubi ćwiczyć, ale potrafi się zmobilizować… Zazdroszczę jej, że po zakończeniu treningu czuje satysfakcję, radość i te…. no jak im tam… endorfiny chyba. Potrafię to nawet zrozumieć. Ja czasami też piję drinka, który mi nie smakuje, ale wytrzymam, bo wiem, że na koniec będę czuć dużo radości.

Ja całe życie się odchudzam. Serio. Nie przesadzam. Albo zaczynam dietę, albo jestem w trakcie, albo mam stabilizację… wiecznie qrwa coś. Problem w tym, że ja nie lubię zdrowego trybu życia.

Taaaaak wiem, w dzisiejszych czasach przyznać się do tego, że zdrowy tryb życia mnie nie podnieca…. będę zlinczowana za chwilę.

Uwielbiam być szczupła!!!

 Mieścić się bez problemu w rozmiar uniwersalny. Nie spędzać godzin przed szafą, bo we wszystkim, co założę wyglądam jak baleron i mam ochotę sama na siebie się porzygać. Fajnie jest na szybko wciągnąć na tyłek luźne jeansy, zwykły t-shir na górę i … wyglądać super.

Byłam na diecie, a jakże. Prawie 20 kg schudłam. Wszystko cacy, dietetyk, co dwa tygodnie ważenie, gotowanie do pudełeczek, jedzonko, co trzy godzinki i oczywiście zero alkoholu. Na diecie wytrzymałam rok. Qrwa rok! Później pilnowałam diety tak ze dwa lata. Kolejny rok zaczęłam być sobą.

Ja pierd**** serio? Można tak całe życie na diecie?
No dobra pewnie byłoby łatwiej gdyby człowiek biegał, skakał, latał, fruwał… ale jeśli ja nie lubię?

Z WF w szkole podstawowej zwolniłam się w klasie 7. Dlaczego? Średnia przyjemność dla nastolatki, po pierwszej lekcji, na której biega, gra w piłkę i nie wiadomo, co jeszcze… bez prysznica musi iść na kolejnych 5 lekcji. Jako nastolatka byłam całkiem wysportowana, nawet na zawody w bieganiu jeździłam, a co!  Jeśli chodzi o „brzuszki” to zawsze szłam na rekord i byłam najlepsza w klasie.

Hmmmm to, co tu się odjebało?

Dorastanie!

Okazało się, że alkohol, fajki, sex i imprezy wywołują dużo więcej endorfin niż bieganie po boisku.

Nie wierzę, że jestem jedyna na świecie. Na bank jest nas więcej. Tylko teraz modne jest bycie fit! Te wszystkie lalunie, które w knajpie zamówią dwa listki sałaty i dietetycznego drinka i mają bal do rana…. serio! To tak na poważnie? Dla mnie to kosmos. No nie potrafię tego sobie wyobrazić.

Oczywiście, że chciałabym wyglądać tak jak one. Tylko za jaką cenę? Za cenę siebie. Za cenę przyjemności. Nie wiem czy mnie na to stać.

No, ale wróćmy do początku.

ZAZDROSZCZĘ!!!!

Chciałabym czuć chociaż odrobinę satysfakcji (już nie musi być radość) po takim treningu. No nie czuję no! No i co mam zrobić?

Przyjemność i endorfiny daje mi butelka wina, rozmowa z przyjaciółmi, napisanie chociażby tego tekstu... ale ja też chcę być szczupła. Wtedy czuję się atrakcyjna fizycznie. Potrzebuję tego!
Ja po ćwiczeniach jedyne, co czuję to twardą posadzkę pod kolanami w WC kiedy rzygam. A nie przepraszam, czuję jeszcze, że mam stan przedzawałowy. Tylko, że to akurat już po 2 minutach ćwiczeń.

Ani przed, ani po, ani w trakcie…. ZEROOOOO endorfin!!!

Oczywiście, że to kwestia kondycji. No, ale jak budować kondycję kiedy ani psychicznie, ani fizycznie Cię to nie uszczęśliwia.
Mnie uszczęśliwia kiedy ważę 20 kg mniej niż teraz i oglądam swoje szczupłe ciało w lustrze. Podkreślam SZCZUPŁE a nie jędrne czy wysportowane. Olewam to czy moje pośladki są podniesione i czy na brzuchu mam sześciopak. JA CHCE BYĆ CHUDA!!!

Chcę być chuda, ale bez ćwiczeń! Dieta może być, ale z dodatkiem dużej ilości alkoholu!
Proste nie?!

To kto ma dla mnie jakieś dobre rady?

Zapamiętaj!
23 października 2020, 01:02

I zapamiętaj jak tabliczkę mnożenia!

Nie jestem "każda" i nie mam na imię "wszyscy".

Mam swój styl,

Swoje wartości,

Swoje przekonania...

Mam ulubione miejsca,

Książki,

Filmy,

I ulubioną zupę...

Na twoje zawołanie nie będę inna.

Na żądanie nie będę twoim wyobrażeniem.

Usta,

Włosy,

Pośladki są moje.

Nie staną się takie, jakie widziałeś u anonimowej pani na plaży w Chorwacji.

Ja to ja.

Nigdy ktoś inny.

Jeśli tego nie kupujesz...

Drzwi wejściowe/wyjściowe są na lewo.

Zawsze możesz je zamknąć od zewnątrz...

Tyle!!!!!

RACZKUJĘ
22 października 2020, 22:39

Raczkuję!!!

Muszę coś zrobić, gdzieś to z siebie wyrzucić, wyrzygać…te emocje, te myśli, te słowa, których nikt nie chce słuchać…

Spokojnie, nie będzie depresyjnie… no może czasami…

Jak to w życiu bywa, raz obsesyjnie, radośnie, cukierkowo, ale będzie też odrobina goryczy… musi być…

 ŻYCIE!

Siedzę jak ten wazon w domu, samotnie… taka sytuacja… to może pomęczymy się razem?

Ja napiszę, Ty przeczytasz… wszyscy będą zadowoleni…

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie......
22 października 2020, 22:28

Dobrze się pan czuje?

To świetnie,

właśnie widzę - jasny wzrok, równy

krok jak z marszu.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.

Moje prawo to jest pańskie lewo.

Pan widzi: krzesło, ławkę, stół,

a ja - rozdarte drzewo.

Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie.

Ode mnie widać niebo przekrzywione.

Pan dzieli każdą zimę, każdy świt na pół.

Pan kocha swoją żonę.

Pora wracać, bo papieros zgaśnie.

Niedługo, proszę pana, będzie rano.

Żona czeka, pewnie wcale dziś nie zaśnie.

A robotnicy wstaną.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.

Migają światła rozmaitych możliwości.

Pan mówi: basta, pauza, pat.

I pan mi nie zazdrości.

Lepiej chodźmy, bo papieros zgaśnie.

Niedługo, pan to czuje, będzie rano.

Ona czeka, wcale dziś nie zaśnie.

A robotnicy wstaną.

A ja jestem, proszę pana, na zakręcie.

Choć gdybym chciała - bym się urządziła.

Już widzę: pieska, bieska, stół.

Wystarczy, żebym była mila.

Pan był także, proszę pana, na zakręcie.

Dziś pan dostrzega, proszę pana, te realia.

I pan haruje, proszę pana, jak ten wół.

A moje życie się kolebie niczym balia.

Pora wracać, już śpiewają zięby.

Niedługo, proszę pana, będzie rano.

Iść do domu, przetrzeć oczy, umyć zęby.

Nim robotnicy wstaną.

A. Osiecka